Tak. Dobrze przeczytaliście. Ale nie do końca chodzi tu o nas. Otóż Gary Williams w jednym z wywiadów niedawno wspomniał, że zawodnicy powinny dostawać pieniądze za grę. W szoku? No to czytajcie dalej.
Gary Williams nie jest postacią anonimową. Od 32 lat pracuję jako trener, a od 22 na stanowisku w Maryland. W skrócie zna się na tym co robi i do NBA wysłał już nie jednego gracza. Dlatego tym bardziej należy wysłuchać jego propozycji. Oczywiście nie chodzi by nagle zawodnicy z NCAA otrzymywali tysięczne wynagrodzenia. Pomysł jest prosty, by każdy gracz oprócz stypendium dostawał również około 200 $ na wydatki.
Powiecie, że już samo stypendium powinno mu wystarczyć, ale prawda jest tak, że z tej kasy zawodnik do ręki nic nie otrzymuje. Część idzie na książki, buty, jedzenie, opłacanie nauki i mieszkania itd. Tak by zawodnik nie musiał się o nic martwić. Z drugiej jednak strony sporo tych zawodników pochodzi z biednych rodzin i nie stać ich na przykład na zakupy czy kino. Chęć pomocy od trenera czy innej osoby może zostać odebrane, jako złamanie regulaminu NCAA.
Niedawno nawet Charles Barkley przyznał, że podczas swojej nauki w Auburn wziął pożyczkę od agenta, którą spłacił jak tylko podpisał pierwszy kontrakt w NBA. Dodał również, że nie widzi problemu w pożyczaniu pieniędzy od agentów, tym bardziej jeśli pochodzi się z biednej rodziny.
Zgodnie z przepisami NCAA jest to nielegalne, ale z drugiej strony jeśli zwykły student może pożyczyć pieniądze (nie ważne z jakiego źródła), to czemu zawodnik ze stypendium nie? Wprowadzenie właśnie tego dodatku do stypendium rozwiązałoby po części sprawę. Oczywiście zawodnicy nie przestali by nagle pobierać pieniądze od agentów (lub innych osób), ale na pewno dany gracz mając pewną alternatywę zastanowiłby się podwójnie przed podjęciem takiej decyzji.
Po części również zatrzymałby to niektórych graczy na pełne 4 lata w NCAA. Nie mam tu na myśli tych najlepszych zawodników, wybieranych w pierwszej rundzie Draftu. Tylko takich, którzy choćby z przyczyn finansowych decydują się na wcześniejsze przejście na zawodową karierę.
Jedyny problem polega na tym, że zanim taki przepis zostałby wprowadzony należałoby go dopracować, co do każdego szczególiku. Na chwilę obecną jest to tylko pomysł jednego trenera.
UPDATE: Zapomniałem wcześniej dodać, że w pomyślę Williamsa to nie uczelnie, a NCAA ma płacić te dodatki do stypendiów dla zawodników.
UPDATE: Zapomniałem wcześniej dodać, że w pomyślę Williamsa to nie uczelnie, a NCAA ma płacić te dodatki do stypendiów dla zawodników.
4 komentarze:
Idea wymiany wartości za wartość była dla myślących ludzi od zawsze naturalna. Większość graczy NCAA gra dla swojego uniwerku za wyszkolenie i wypromowanie się, żeby później zarabiać w profesjonalnej grze. Ale jeśli chodzi o tych najlepszych to dla nich jest to żadna wartość, skoro całe mnóstwo uniwerków może i chce im to zaoferować to samo. Za to, że wybierze jeden powinien dostać od niego kasę za to. To oczywiste. Skoro uniwerki mają duże budżety i dobre drużyny są bardzo ważne z punktu marketingowego widzenia, to też powinny mieć prawo decydowania o swojej przyszłości a nie na zasadzie - wybierze nas albo kogoś innego.
Wspominasz, że większość z nich jest z biednych rodzin. Więc o co chodzi w ciśnięciu zasad sportu amatorskiego i później nagłego przeskoku do milionów z kontraktów sportowych i reklamowych? Przecież to kaleczenie tych chłopaków, bo później z tym szokiem sobie nie radzą i 2 lata po zakończeniu kariery wielu nie ma niczego, długi w kasynach i czwórkę dzieci na megaalimentach. Dlaczego na uniwerku za grę nie mogą zarabiać czegoś przyzwoitego pośredniego?
Mniejsza o dokładne regulacje.
Jak mówisz uczelnie starając się o zawodnika oferują mu możliwość zdobycia wykształcenia oraz rozwoju umiejętności koszykarskich. Ci najlepsi wybierając sobie drużynę (nie uczelnie) patrzą na trenera, rolę w drużynie, siłę itd. Wiadomo, że każdy chce wygrywać jak najwięcej, więc lepsze (większe) uczelnie mają przewagę rekrutując najlepszych. Ale nie można dopuścić do faktu, żeby szkoły oferując pieniądze licytowały się o gracza. Nie różniłoby to NCAA od wszystkich innych lig, a właśnie tej jej status amatorski czyni z niej taką wyjątkową.
Nie napisałem, że większość pochodzi z biednych rodzin, tylko część, dla których stypendium jest sposobem na zdobycie wykształcenia.
Do tych milionów przeskakuje tylko garstka graczy (30-60), większość wyjeżdża do Europy, czy innych zakątków świata gdzie tyle tych pieniędzy nie ma.
Zawsze też uważałem, że to czy osoba roztrwoni pierwszy kontrakt i popadnie w długi zależy tylko i wyłączeni od charakteru, nie od regulacji NCAA.
Wracając jeszcze do tych zawodników przychodzących do NCAA na jeden rok. Pamiętasz, że to jest przepis NBA, a nie NCAA o takim nakazie? Nikt ich nie zmusza do gry w NCAA, ale wiadomo, że tam mają najlepszą okazję się zaprezentować i wybierają takie miejsce by wypaść najlepiej i przy okazji "coś ugrać".
Do NCAA idziesz zdobyć wykształcenie, a nie zarobić. To, że obecny system nieco zmienił ten punkt widzenia nie oznacza, że nagle z NCAA mamy zrobić zwykłą ligę.
(sorry za chaotyczny wpis)
Może tego nie było widać, ale moim głównym przesłaniem było to, że po prostu najlepsi zawodnicy muszą czuć, że uniwerek dostaje od nich więcej niż oni od uniwerku. I to jest nierynkowa sytuacja, której w nieskończoność utrzymać się nie da.
W PRL-u szynka nakazowo była tania. Efekt - nie było szynki w sklepach. Efekt dalszy - powstaje szara strefa.
Czują. Np. Ed O'Bannon wraz z kilkoma innymi zawodnikami (nie koniecznie koszykarzami) pozwał do sądu NCAA, że zawodnicy powinni dostawać pieniądze za zarabianie na ich wizerunku.
Tylko ponownie powtórzę, to przepisy NBA zmuszają tych najlepszych do gry w NCAA (nie dosłownie). I właśnie tą regulację trzeba zmienić najbardziej.
Prześlij komentarz