#8 Butler vs. #2 Florida 74:71
Planem na zwycięstwo dla Gators było wykorzystanie nie małej przewagi podkoszowej i dokładnie tak rozpoczęli spotkanie. Z pierwszych 16 punktów zespołu Alex Tyus i Vernon Macklin zdobyli 13 oczek, a ten drugi to przerwy miał już 15 punktów prawie nie myląc się z gry.
Druga połowa przebiegała podobnie i dopóki atak Florida nakierowany był na wysokich wszystko szło po ich myśli. Jeszcze na 8 minut przed końcem po 6 punktach z rzędu Tyusa, Gators prowadzili 53:44. Wtedy jednak coś się posypało. 4 faul złapał Macklin, który miał już na koncie 21 oczek, musiał usiąść na ławkę, a wraz z nim posypały się wszystkie założenia taktyczne.
Zawodnicy Florida przestali grać pod kosz, a coraz chętniej rzucali z półdystansu i dystansu. Jak zwykle brylowali Kenny Boynton oraz Erving Walker, którzy na zmianę prześcigali się w coraz głupszych rzutach. Część z nich wpadała, ale większość nie i dzięki temu z każdą kolejną minutą Bulldogs odrabiali straty. 3 minuty przed końcem był już remis i ostatecznie dzięki punktom Shelvina Macka (i osobistemu Matta Howarda) doszło do dogrywki.
W doliczonym czasie podopieczni Brada Stevensa zagrali tak jak przez cały mecz. Bez fajerwerków i niesamowitych zagrań, a spokojnie, przemyślanie i w najważniejszych momentach skutecznie. Shelvin Mack był MVP tego spotkania i uzbierał 27 punktów, 4 zbiórki oraz 4 asysty. Matt Howard zdobył 14 oczek i 5 zbiórek, a rezerwowy Khyle Marshall dołożył 10 punktów i 7 zbiórek w ataku.
W Gators Vernon Macklin skończył ostatecznie z 25 punktami i 5 zbiórkami, a Alex Tyus dodał 14 punktów, 10 zbiórek i 2 bloki, a Kenny Boynton miał 17 oczek, 4 zbiórki i 3 asysty.
A teraz zapomnijcie o tym wyżej i idźcie lepiej przeczytać dzieło Maćka Kwiatkowskiego.
#3 Connecticut vs. #5 Arizona 65:63
Spotkanie znacznie lepiej zaczęła Arizona i po kilku minutach prowadzili już 9-1. Po kolejnych skutecznych akcjach przewaga Wildcats wynosiło 18:10, a Derrick Williams miał już 6 punktów oraz 2 faule. I gdy w 10 minucie meczu lider Arizona usiadł na ławkę zawodnicy UConn szybko wykorzystali okazję i zanotowali run 15-2. Nie tylko odrobili straty, ale także po trójce Kemba Walkera na zakończenie połowy, to Huskies prowadzili 32:25.
Na początku drugiej odsłony ponownie lepiej wypadli gracze Arizona, a 6 łatwych punktów z rzędu zdobył Jesse Perry. W 25 minucie na tablicy znowu widniał remis, jednak za sprawą Walkera oraz Lamba zespół Connecticut zdołał wypracować kolejną przewagę i jak nie trudno przewidzieć, taki stan długo nie potrwał.
Ten mecz stał pod znakiem runów. Drugą połowę Arizona rozpoczęła od "runa" 12-2, a w odpowiedzi Huskies rzucili 11 oczek, przy 2 rywali. Później Wildcats ponownie błysnęli "runem" 14-2, by kolejny fragment meczu przegrać 0-10. Ostatecznie to właśnie ten ostatni "run" zawodników Connecticut przesądził o ich zwycięstwie i co ciekawe 6 z tych 10 punktów zdobył Jeremy Lamb.
Tym razem to nie Walker, a skrzydłowy Freshman był główną przyczyną zwycięstwa UConn i w sumie uzbierał 19 punktów oraz 4 zbiórki. Choć statystycznie lepiej wypadł właśnie Walker notując 20 oczek, 7 asyst i 4 zbiórki, trafiając kilka niesamowitych rzutów, to jednak pomoc Lamba w tym meczu okazał się kluczowa. To od jego przechwytów, wsadów, czy punktów rozpoczynały się lepsze fragmenty gry Huskies.
Derrick Williams tym razem nie był tak skuteczny (4/7 za dwa, 1/6 za trzy), ale w drugiej połowie potwierdził swój nie mały talent zdobywając w sumie 20 punktów i 5 zbiórek, bardzo dobrze wymuszając faule rywali (9/12 z linii). Jesse Perry dołożył 14 punktów i 7 zbiórek, a 11 oczek miał Kyle Fogg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz