9 lip 2010

MŚ U17 - 3/4 ćwierćfinałów

Tak jak obiecałem konto na FIBA TV zakupione (w między czasie wygrałem darmowe i musiałem oddać za darmo ;)), dlatego poniżej krótkie opisy trzech z czterech dzisiejszych spotkań. Jak wiadomo w spotkaniu Niemców z Litwą nie znalazłem nic co mogło by mnie zainteresować, dlatego sobie odpuściłem.


Kanada - Chiny 102:96

Chińczycy rozpoczęli spotkanie od obrony strefą i niestety dla nich nie był to najlepszy pomysł. Zawodnicy z Kanday z dystansu trafiali ze skutecznością zbliżoną do 50% i dzięki temu szybko objęli prowadzenie, które jak się okazało nie oddali już do końca meczu.

Wracając jednak do przebiegu spotkanie, swoją grę reprezentanci Chin opierali głównie na akcjach indywidualnych i wjazdach pod kosz, co muszę przyznać przynosiło całkiem dobry efekt. Większość tych akcji albo kończyło się punktami, albo faulem, albo w najgorszym wypadku dla rywali akcją 2+1. Aż dziw bierze, że trener nie przekazał jak radzić sobie przeciwko takiej grze.

Na szczęście dla Kanady do gry wrócił Anthony Bennett, który z powodu kontuzji musiał pauzować 2.5 meczu i śmiało można powiedzieć, że to jemu Kanadyjczycy zawdzięczają awans do półfinału. 29pkt, 14zb, 4przechwyty i 3 bloki, a to wszystko w 28 minut gry. Bennett na boisku robił wszystko - wsadzał, trafiał za trzy, bronił, zbierał, podawał.

Drugi z Kanadyjczyków, który wykonywał podobna pracę był Negus Webster-Chan. Ten obrońca bardzo dobrze przejął rolę swojego kolegi Kevina Pangosa, który z powodu problemów z faulami sporą część spotkania przesiedział na ławce. Ostatecznie ten pierwszy zakończył zawody z dorobkiem 16pkt, 5as i 4zb, a Pangos po udanej 4 kwarcie uzbierał 15 oczek i 4zb.

W drużynie przeciwnej wysoki Zirui Wang zanotował 13pkt, 13zb i 4 przechwyty, a Ailun Guo do 28 pkt dodał 7 asyst, jednak nie na ich grze się skupiałem...

Tak naprawdę, mimo że przewaga Kanady raz była większa, a raz mniejsza to cały czas kontrolowali wynik. Jedynie gdy na 71 sekund przed końcem ich przewaga zmalała do 4 punktów zrobiło się gorąco, jednak Bennett szybko odpowiedział trafieniami i było po meczu.


USA - Australia 105:70

Od początku byłem zaskoczony postawą Australii. Nie przestraszyli się rywali i przez pierwsze 18 minut dzielnie się trzymali przegrywając w granicach 10 punktów. Dziwnie to brzmi, ale przegrywać z USA taką ilością punktów to bardzo dobry wynik.

Amerykanie grali agresywnie w obronię, przez co łapali szybko faule skąd wynikały rzuty wolne dla Australijczyków. Niestety dla nich nie potrafili tego wykorzystać i rzucali z fatalna skutecznością. W pewnym momencie mieli 1 trafiony na 8 oddanych z linii.

Druga połowa to już jednak popis reprezentantów USA, a w szczególności 3 kwarta, która rozpoczęła się od 11 punktów Bradley'a Beala (3 trójki, w 3 kolejnych akcjach) i ostatecznie skończyła się 20 punktowym zwycięstwem Amerykanów. Agresywna obrona tym razem nie przekładała się na ilość fauli, a liczbę przechwytów i na efekty długo nie trzeb było czekać.

Jeśli przechodzimy to wyróżniania graczy to oprócz wspomnianego Beala, który w spotkaniu trafił 7 trójek (na 9 prób !) i zdobył 25 punktów, wyróżnić ponownie trzeba Jamesa McAdoo. Ten podkoszowy po raz kolejny był nie do zatrzymania trafiając wszystkie 8 rzutów z gry i zdobywając 17pkt, 9zb i 2bl.

Tak naprawdę ciężko tu coś jeszcze dodać, bo znowu w USA na boisku pojawili się wszyscy i każdy z 12 zawodników dołożył swoją cegiełkę między innymi zdobywając punkty (tylko w dwóch meczach cała 12 nie punktowała). Są zbyt agresywni w obronie i zbyt atletyczni, by jakaś drużyna mogła im się przeciwstawić, co potwierdzili między innymi ponownie dominując pod koszem. Nawet mimo sympatii i kibicowania Polskiej reprezentacji, gdy czytam, że jedyną drużyna jaka może ich pokonać jest Polska uśmiecham się lekko pod nosem.

Tym bardziej, że dwóch najlepszych graczy czyli Michael Gilchrist oraz Marquis Teague są rezerwowymi i na parkiecie przebywają krótko, bo nie ma potrzeby ich przemęczać. Ale kiedy przyjdzie taka potrzeba to staną na wysokości zadania, co potwierdzili w pierwszym spotkaniu przeciwko Argentynie.


Polska - Serbia 100:70

Polacy rozpoczęli nerwowo w ataku, przez co na początku to Serbowie objęli prowadzenie, jednak kiedy w połowie pierwszej kwarty na boisku pojawił się Tomasz Gielo ich gra się odmieniła. Szybko wyszli na prowadzenie, które niemal z każdą kolejna kwartą powiększali.

Mimo, że w ataku nie zawsze wszystko wychodziło, choć kilka akcji było naprawdę fantastycznych byliśmy dużo lepsi w obronie, dzięki czemu pojawiały się kontry i łatwe punkty. Trzeba także wyróżnić naszych wysokich ze wspomnianym Gielo na czele, który zakończył spotkanie z 24pkt i 7zb za zdominowanie gry podkoszowej. Przemysław Karnowski dołożył 11pkt i 8zb, a Piotr Niedźwiedzki 12pkt i 5zb.

Na obwodzie znowu szaleli Mateusz Ponitka - 19pkt oraz Michał Michalak - 17pkt i 8as. Naprawdę Polacy zagrali świetny mecz i tu trzeba wyróżnić wszystkich chłopaków z trenerem Szambelanem na czele.

Dokładniej o meczu zapewne przeczytacie na większości stronach sportowych, gdzie Polacy będą zachwalani pod niebiosa, a ja sobie powtórzę, że wciąż nie widzę szans na pokonanie USA.


Tylko dla formalności: Litwa - Niemcy 73:61

P.S. Po turnieju zrobię małę podsumownie, w którym opiszę grę i umiejętności najciekawszych zawodników z przyszłością w NCAA.

Brak komentarzy: