Za nami dwa mecze First Four i muszę przyznać, że jestem bardzo mile zaskoczony. Szczególnie tym pierwszym spotkaniem i chyba tylko głównie nim, ale warto było posiedzieć do późna (rana?).
#16 UNC-Asheville - #16 AR-Little Rock 81:77
Spotkanie znacznie lepiej rozpoczęła ekipa Little Rock, która już po kilku minutach była na czele. Grali cierpliwie w ataku, dobrze dzielili się piłką i po prostu wykorzystywali błędy rywali. Zawodnicy Asheville grali zaś nie równo, ale dzięki "runowi" 13-2 tuż przed przerwą osiągnęli dwupunktową przewagę. W ostatniej akcji połowy jednak fatalnie zachowali się w obronie i Alex Garcia-Mendoza zdobywając dwa oczka z faulem wyprowadził Trojans na prowadzenie 37:33.
To właśnie Garcia-Mendoza był najjaśniejszym punktem w zespole Little Rock i to nie tylko w pierwszej części gry, ale w całym meczu. W sumie uzbierał 21 oczek grając bardzo rozsądnie, a przede wszystkim skutecznie - 3/4 za dwa, 2/3 za trzy, 9/11 z linii. Choć nieźle wspomagał go Solomon Bozeman (18pkt, 4as, 3zb), to jednak ze względu na faule i straty (aż 6) jego efektywność była znacznie mniejsza.
W drugiej odsłonie to Trojans przez większość czasu wciąż utrzymywali się na prowadzeniu i do 32 minuty można było nazwać to pewnym prowadzeniem. Wtedy jednak do pracy wziął się niepozorny Matt Dickey, który niemal w pojedynkę pociągnął grę Asheville. Trafiał za trzy, mijał rywali, wymuszał faule. W przeciągu kilku minut zdobył 11 punktów i to za jego sprawą Bulldogs zdołali odrobić straty. Później jeszcze to jego rzut za trzy na 13 sekund przed końcem doprowadził do dogrywki, którą ostatecznie wygrali. Ogólnie Dickey uzbierał 22 punkty (19 w drugiej połowie i dogrywce) trafiając na bardzo dobrej skuteczności i dodał 5 zbiórek oraz 3 asysty.
Gracze Arkansas-Little Rock im bliżej końca tym grali coraz gorzej. W ostatnich 6 minutach regulaminowego czasu gry nie potrafili oddać ani jednego celnego rzutu z gry i punktowali tylko z linii osobistych. Dodając do tego dogrywkę okres bez trafienia z gry przedłużył się do 9 minut. Dobrze zagrali tylko przez 35 minut, później jednak zupełnie się zagubili, co świetnie wykorzystali rywale. Warto jeszcze wspomnieć o wszechstronnej grze rozgrywającego D'Andre Williamsa, który zanotował 9 oczek, 9 asyst i 7 zbiórek.
W zespole Asheville wyróżnił się jeszcze J.P. Primm, który większość punktów zdobył z osobistych trafiając 12 na 14 rzutów i w sumie zdobywając 22 punkty, 4 zbiórki i 4 asysty. To jego pewna ręka i 5/6 z linii na zakończenie dogrywki zapewniły zwycięstwo Bulldogs. Skrzydłowy John Williams dołożył od siebie kolejnych 15 oczek.
#12 Clemson - #12 UAB 70:52
Po lekko wyrównanym początku zawodnicy Clemson zdominowali grę podkoszową i notując "run" 21-2 wyszli na 18 punktowe prowadzenie. Zespół UAB zupełnie nie radził sobie po obu stronach parkietu. W obronie za łatwo pozwalali na łatwe punkty, a w ataku zbyt często tracąc piłki. Z braku pomysłu na lepszą grę gracze Blazers skupili się tylko na rzucaniu za trzy (w pierwszej połowie 2/12 za dwa i 7/15 za trzy). I choć w 14 minucie meczu przegrywali jeszcze 31:13, to dzięki czterem kolejnym trójką ich strata znacząco zmalała i do przerwy przegrywali 27:39.
Niestety w drugiej połowie nie wiele się zmieniło i za każdym razem, gdy zawodnicy Blazers próbowali zniwelować straty ich rywale odpowiadali swoimi skutecznymi trafieniami. Przewaga Clemson nie zeszła już poniżej 10 oczek i dobrze zapowiadający się mecz okazał się dość nudny.
Na około 6 minut do końca spotkania złamania piszczeli doznał najważniejszy gracz UAB - Aaron Johnson i przewaga rywali już głównie rosła. Rozgrywający Blazers do tej pory i tak wypadał słabo, ale jego brak tylko pogorszył sprawę. W UAB wyróżnił się jedynie Jamarr Sanders trafiając 5 trójek i zdobywając 19 punktów, ale miał też 7 strat, więc i on nie zaliczy tego meczu do udanych.
W Clemson w głównych rolach występowali podkoszowi. 22 punkty (rekord kariery) i 8 zbiórek uzbierał Jerai Grant, Devin Booker miał 10 punktów, 7 zbiórek i 3 asysty, a rezerwowy Milton Jennings dorzucił 11 oczek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz