Jak oficjanie wiadomo od 28 kwietnia (choć niektórzy wiedzieli wcześniej, w tym ja... HE HE) Tomasz Gielo od przyszłego sezonu będzie występował w rozgrywkach NCAA w drużynie Liberty. Od tego czasu sporo już minęło i ci co mieli o tym napisać dawno to zrobili. Między innymi na Polskikosz.pl pojawił sie wywiad z Gielo, a sam pytający, czyli Rafał Juć dorzucił jeszcze coś od siebie na ten temat na swoim blogu Superbasket. Przyszła więc i kolej na mnie. Ja jednak żadnych ekspertów nie znam, więc mój wpis tak ładnie wyglądać nie będzie...
Jak nie trudno się domyśleć szybko pojawiły się słowa krytyki, a wraz z nimi liczne pytania. Co to w ogóle za uczelnia? W jakiej gra konferencji? Co osiągnęła? Ilu graczy do NBA wyszkoliła? Itd. Cóż... odpowiedzi nie są zbyt korzystne, a wszystkich zainteresowanych odsyłam do wpisu Alika na enbiej.pl.
Tak. Liberty nie wyprodukowało żadnego gracza, który później sprawdziłby się w NBA (Peter Aluma rozegrał dwa mecze w Sacramento w sezonie 1998-99, a Julius Nwosu 23 w San Antonio w sezonie 1994-95), a w swojej historii tylko dwa razy awansowali do NCAA Tournament szybko przegrywając oba mecze. Brakuję też zawodników, którzy na dłużej zagościliby w czołowych ligach europejskich, ale biorąc pod uwagę graczy, którzy w ostatnich kilku latach występowali w Liberty, to: Dwight Brewington radził sobie w Izraelu, TeeJay Bannister i Anthony Smith w Niemczech, a Alex McLean w Polsce. Także nie jest tak najgorzej.
Z drugiej strony niektórzy nad interpretując nieco słabość Liberty nazwali już Gielo najbardziej perspektywicznych graczy w historii drużyny. Z całym szacunkiem dla Tomka, ale jeszcze dużo pracy przed nim i sporo udanych sezonów by faktycznie mógł otrzymać taką łatkę. Dlatego też nie widzę za bardzo sensu porównywania jego wyboru do decyzji podejmowanych przez największe talenty Europy. Bo choć Tomek podczas zeszłorocznych Mistrzostw wypadł obiecująco to wciąż w hierarchii polskich talentów (jeśli o czymś takim można w ogóle mówić) plasuję się gdzieś za Ponitkom, Karnowskim, Niedźwiedzkim czy Michalakiem.
Krytycy zapominają często jak ważny jest właśnie wybór odpowiedniego uniwersytetu i drużyny, a w szczególności gdy mówimy o graczach z poza USA. Tomek oferty z NCAA miał całkiem sporo. Nie wiem z jakich uczelni dokładnie, czy były to zespoły z lepszych konferencji czy nie. W tej chwili jednak nie ma to większego znaczenia, bo jak sam stwierdził wybrał tą, która wydawało mu się najkorzystniejsza. Czy zrobił słusznie przekonamy się za jakiś czas, ale już teraz wiemy, że dobra uczelnia w CV to nie wszystko, a dużo ważniejsza jest liczba minut.
Podobnie ma się sprawa w przypadku wyboru europejskiej drużyny. Można wymienić graczy, którym bardziej lub mniej się udało, jak i tych, którzy na tym stracili. Tak naprawdę nie ma tu znaczenia, który kierunek dany zawodnik wybrał, a ważniejszy jest fakt, czy jego decyzja była właściwa. Skreślanie kogoś już na wstępie mija się z celem.
Krytykując kierunek amerykański zapomina się też o jednym bardzo ważnym plusie tych rozgrywek Z uczelnią NCAA nie podpisuję się żadnego kontraktu i w dowolnej chwili bez żadnych konsekwencji można odejść. Jedynie w przypadku zmiany drużyny w tej samej Dywizji należy odczekać rok. W porównaniu jednak do problemów jakie stwarzają czasem kluby w Europie karą tego nazwać nie można. Jeśli okaże się, że Liberty to jednak złe miejsce, Gielo w każdej chwili będzie mógł bez żadnych problemów wrócić na przykład do Polski i dokończyć sezon w I czy II lidze. Chętnych brakować nie powinno.
Po udanym zaś sezonie może poszukać sobie miejsce w znacznie lepszej konferencji i drużynie. Pozwolę sobie przypomnieć przykład Setha Curry'ego, który po roku gry przeniósł się do Duke, a w te wakacje podobnie zrobił kolejny gracz i mowa tu Evan'ie Gordon'ie (młodszy brat Erica z Clippers). Najlepszy punktujący poprzednich rozgrywek po dwóch sezonach spędzonych w Flames przenosi się do Arizona State z konferencji Pac-12.
Nie ukrywając Gielo ma ogromną szansę nie tylko grać w pierwszej piątce, ale także pełnić bardzo ważną rolę w zespole. Ciężko było nie skorzystać z takiej możliwości, tym bardziej, że jego marzeniem było zagrać w NCAA.
Na koniec pozwolę sobie jeszcze dodać, że porównania do polskich zawodników występujących w ostatnich latach w lidze uniwersyteckiej są nietrafione. Już dawno nie zdarzyło się bowiem, by tak utalentowany gracz z naszego kraju zdecydował się na grę w NCAA.
Zamiast więc krytykować jego decyzję, po prostu trzymajmy kciuki!
2 komentarze:
Na pewno fajnie będzie zobaczyć jak będą sobie radzili nasi wicemistrzowie świata na tle zawodników NCAA i liczę na to, że jeszcze kilku z nich pójdzie w ślady Tomka Gielo. Co do samego wyboru uczelni to tak jak pisałeś w Liberty ma szansę grać i być liderem. Ma talent i ma szansę poprowadzić ten zespół choćby do zwycięstwa w Big South. Zobaczyć Polaka w głównej roli w NCAA Tournament... bezcenne ;)
niech on nie wyjezdza! porwie go tyle amerykanek! Gielo #12 <3
Prześlij komentarz