Pamiętacie? Nie? Proszę bardzo. Trochę czasu minęło, ale widocznie po tamtym wpisie wszyscy zaczęli się obawiać i przestali pisać o NCAA.
Przyznaję jestem spóźniony, ale dopiero niedawno trafiła mi w ręce gazeta "BASKET News" nr. 33 (299) z 25 listopada. W artykule Macieja Baryskiego pod tytułem "Jedynka się rozmywa" podsumowującym zawodników wybieranych z pierwszymi numerami Draftu możemy przeczytać taki akapit:
"Po części wynika to ze słabszych draftów, w których trudno wyłapać prawdziwą perełkę, a czołowym graczem zostaje ktoś "z przypadku". Mówi się o kryzysie szkolenia w akademickiej lidze NCAA, gdzie zdarzają się roczniki bez ani jednej prawdziwej gwiazdy. Coraz częściej zdarza się, że obsypywany nagrodami na uczelni koszykarz jest kompletnie niedopasowany do trudnych, siłowych wymagań NBA (tak było w przypadku Adama Morrisona, J.J.'a Redicka, Tylera Hansbrough). Na to wszystko nałożyły się jeszcze eksperymenty klubów NBA z graczami po szkole średniej lub Europy, które nie zawsze wypaliły."
Najbardziej poruszyły mnie podkreślone zdania i niestety, ale nie mogę zgodzić się ze słowami Pana Baryskiego.
Przede wszystkim jak możemy mówić obecnie o kryzysie szkolenia NCAA na podstawie Draftu, kiedy to wszyscy najważniejsi zawodnicy wybierani w czołowej 15 nie spędzają w lidze akademickiej więcej niż rok czy dwa. Zaznaczam, że to przepisy NBA wymusiły taki porządek rzeczy zmuszając niemal wszystkich graczy po szkole średniej do spędzenia roku w NCAA (są inne wyjścia ale niewielu z nich korzysta). Więc jak można winić za to NCAA?
Inna sprawa, to czy zawodnik przychodząc do NBA z miejsca musi stawać się gwiazdą? Oczywiście, że nie i ponownie wracam do punktu, gdzie jednym z głównych czynników wybierania zawodnika w Drafcie jest jego wiek. Im młodszy tym lepiej, pod warunkiem że spełnia wymogi regulaminu.
Czy to wina NCAA, że takich zawodników wolą wybierać drużyny w NBA, bo teoretycznie są bardziej perspektywiczni? Raczej nie.
Tak samo nie rozumiem co mają wspólnego nagrody przyznawane za grę na uczelni z postawą w NBA? Jeśli jesteś dobry w NCAA, zdobywasz sporo punktów, a twoja drużyna wygrywa to masz szansę na zgarnięcie wyróżnienia, ale nie oznacz to, że idąc do NBA będziesz tam gwiazdą. W lidze uniwersyteckiej nie przyznają nagród dla najlepiej zapowiadających się zawodników, tylko dla najlepiej się prezentujących. A nie każdy ma predyspozycję choćby fizyczne, żeby równie udanie wypadać na zawodowych parkietach. To zupełnie inna liga i nie można tak łatwo porównywać jednej do drugiej. To tak jakby oczekiwać, że MVP jakiejś ligi europejskiej albo Euroligi po przyjściu do NBA z miejsca stanie się gwiazdą. Bywały takie przypadki, ale nie jest to normą i podobnie jest z NCAA.
Jeśli faktycznie szkolenie w lidze uniwersyteckiej przechodzi kryzys to na pewno nie wynika to z argumentów użytych we wspomnianym artykule.
Dlatego pamiętaj, pisząc o NCAA - pisz prawdę!
1 komentarz:
jakbym go spotkal to nakopałbym do duoy pedałowi...pozdro
Prześlij komentarz