Dokładnie rok temu Williams zdecydował się, że postąpi podobnie jak Brandon Jennings i zamiast iść na uczelnie wybrał grę w profesjonalnej lidze. Wybór padł na jedną z drużyn z Chin, w której miał za sezon gry zarobić ponad 100 tys. dolarów. Ostatecznie po konsultacji z najbliższymi zdecydował się jednak nie wyjeżdżać na kontynent azjatycki i zamiast tego zgłosił się do draftu D-League.
W dniu draftu został wybrany w pierwszej rundzie z 16 numer przez Tulsa 66ers, gdzie między innymi trafił były rozgrywający Prokomu Mustafa Shakur i tym razem to nie pieniądze (w D-League zarobił niecałe 20 tys. $), a chęć bycia bliżej domu oraz NBA zdecydował o pozostaniu w USA.
fot. NBAE/Getty Images
Mimo początkowych problemów z grą przeciwko silniejszym i starszym rywalom oraz a zklimatyzacją z każdym kolejnym meczem robił postępy. Trener chwalił go za świetną etykę pracy i że zawsze wykonuje to co od niego wymaga.
Ostatecznie w sezonie 2009/2010 zagrał w 49 spotkaniach, 9 razy wychodząc w pierwszej piątce i średnio w 20.5 minut gry notował 7.7pkt oraz 7.7zb. Warto jednak dodać że w ostatnich 9 meczach sezonu regularnego zdobywał średnio 15.6pkt i 10zb, a w 7 spotkaniach play-off 11pkt i 8zb.
Teraz Williams także nie próżnuje i stara się o angaż w NBA. Ma za sobą już 15 workoutów u różnych drużyn i według ekpertów zostanie wybrany na początku lub w środku drugiej rundy Draftu.
Na obecną chwile jest to gracz raczej defensywny i jak sam mówi uwielbia walczyć o zbiórki. Oczywiście w ataku także nie można go skreślać, bo na pewno doświadczenie zdobyte podczas gry w D-League zaprocentuje.
Latavious Williams tak samo jak Jennings odkrywa nowe drogi dla graczy ze szkół średnich i w dobie przepisu o przymusowym odczekaniu roku gra w D-League nie wydaje się wcale taka zła. Kto będzie następny?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz