5 kwi 2011

NCAA Tournament - Finał

#8 Butler vs. #3 Connecticut 41:53

Ten mecz nie należał do najprzyjemniejszych, a mówiąc wprost był po prostu brudny. Wbrew pozorom jednak nie był aż taki słaby i choć wynik może nie koniecznie na to wskazywać, to każdy koneser dobrej defensywny znalazł w tym meczu coś dla siebie.  

Tak naprawdę jednak to nie sama obrona zadecydowała o fatalnej postawie Bulldogs. Zespół Brada Stevensa w całym spotkaniu trafił tylko 12 na 64 rzutów z gry, co daję najgorszą skuteczność w finale w historii Turnieju - 18.8%. Rozkładając to jeszcze bardziej Bulldogs trafili 9 na 33 rzutów za trzy oraz tylko 3 na 31 za dwa!

Podkoszowi Connecticut byli zwyczajnie za silni i za wysocy, i tak naprawdę nie miało znaczenia, który z zawodników jest akurat na boisku. Czy był to Alex Oriakhi, Roscoe Smith, a nawet Charles Okwandu każdy bardzo dobrze spisywał się na bronionej tablicy, o atakowanej już nie wspominając. Nie przypadkowo w całym meczu Bulldogs zdobyli tylko dwa punkty z "pomalowanego". Matt Howard i Andrew Smith w sumie trafili 3 na 22 rzuty z gry, z czego ten pierwszy nie radząc sobie pod koszami aż sześciokrotnie próbował zza linii 6.24. Huskies wykorzystali swój największy atut i mieli aż 51 zbiórek, przy 40 rywali oraz 10 bloków, przy 2 Bulldogs. Coach Stevens zaś mimo wielu starań tym razem nie potrafił znaleźć odpowiedzi, a nawet jeśli pomysł miał to zabrakło wyegzekwowania tego na parkiecie. 

Connecticut miało więcej strat (11), trafiło tylko 1 na 11 rzutów za trzy, Kemba Walker zagrał chyba najsłabszy mecz w Turnieju trafiając 5 na 19 z gry, a mimo to drużyna zdobyła mistrzostwo. Bo kto by przypuszczał przed meczem, że uda się Butler zatrzymać rywali poniżej 55 oczek i wciąż przegrają dwucyfrową różnicą punktów? Los chciał, że najgorszy mecz Turnieju zespół Butler rozegrał akurat w finale, a dodatkowo dobra obrona UConn przyczyniła się właśnie do takiego przebiegu wydarzeń.

Spotkanie oba zespoły rozpoczęły bardzo nerwowo popełniając sporo błędów i po 5 minutach gry na tablicy widniał wynik 3:4. I niezależnie od tego, że Connecticut skupiało się na grze bliżej kosza, a Butler na rzutach z dalszej odległości obie ekipy wyraźnie nie radziły sobie z presją pudłując nawet z najprostszych sytuacji. Dodatkowo w problemy z faulami popadali wszyscy podstawowi zawodnicy Huskies i tak z dwoma przewinieniami na koncie na ławkę sukcesywnie siadali Oriakhi, Lamb, Walker i Smith. Mimo tylu udogodnień Bulldogs wciąż nie potrafili odnaleźć swojego rytmu i tylko dzięki dwóm trójkom tuż przed przerwą Shelvina Macka (druga równo z syreną kończącą połowę) jego zespół wyszedł na trzypunktowe prowadzenie.

Druga odsłona zaczęła się dla nich jeszcze lepiej, bo za trzy trafił Chase Stigall, ale od tego momentu Bulldogs i trener Stevens przeżyli prawdziwy koszmar. Jeremy Lamb, który po pierwszej połowie miał na koncie zero oczek szybko zdobył 9 punktów, a Huskies zanotowali "run" 14-1. Co gorsza zawodnicy Butler na 21 kolejnych rzutów trafili tylko raz i zanim się obejrzeli przegrywali już 13 oczkami, czyli najwięcej w Turnieju. Connecticut nie pozostało więc nic innego, jak tylko kontrolować wynik i dokładnie tak czyniąc ostatecznie wygrali 53:41.

Kemba Walker uzbierał 16 punktów i 9 zbiórek, Alex Oriakhi miał 11 punktów, 11 zbiórek i 4 bloki, a Jeremy Lamb dołożył 12 oczek, 7 zbiórek i 2 asysty. W Bulldogs Shelvin Mack zanotował 13 punktów i 9 zbiórek, a 9 oczek dorzucił Chase Stigall.

W tym meczu zawiedli obaj liderzy, bo ani Shelvin Mack, ani Kemba Walker nie zaliczą tego występu do udanych, a o zwycięstwie Connecticut zadecydowała lepsza postawa pozostałych graczy. Drużyna Jima Calhouna dorastała wraz z biegiem sezonu, a w marcu mieliśmy tego efekty. Tym samym coach Huskies został najstarszym trenerem, któremu udało się zdobyć mistrzostwo i jest to dla niego trzeci tytuł w karierze. 

Zaś na podstawie kariery Kemba Walkera powinna powstać książka dla wszystkich młodych graczy. Przychodząc do ligi był uznawany za spory talent, ale w pierwszym sezonie prawie spotkania rozpoczynał z ławki. Rok później poczynił postęp i załapał się do pierwszej piątki. A w swoim trzecim sezonie stając się prawdziwym liderem i gwiazdą ligi poprowadził Huskies do mistrzostwa. Dodatkowo w maju planuję skończyć studia i jak widać na jego przykładzie zbyt wczesne uciekanie do NBA nie zawsze się opłaca. A takiemu zawodnikowi po prostu ciężko później nie kibicować.

Na koniec tylko jeszcze napiszę, że szkoda, że akurat taki mecz trafił się w finale i to w dniu kiedy sporo nowych osób zainteresowało się NCAA. Liga uniwersytecka zazwyczaj jest dużo ciekawsza, a poprzednie mecze Turnieju tylko tego dowodzą. 

Brak komentarzy: